Kiedy wchodzimy do starannie wypielęgnowanego i różnorodnego ogrodu, uderza nas jego piękno i poczucie pełni. Zachwycają nas jego zapachy i tajemnice. Ożywiamy się na widok kolorów, zarówno tych jaskrawych, jak i tych subtelnych, i karmimy się świeżością, która wypełnia nasze płuca.
Ogólnie rzecz ujmując, większość odczuwających ludzi zgodzi się, że taki ogród jest bardzo przyjemnym miejscem. I gdyby nagle pojawił się ktoś grożący zbezczeszczeniem tej świętej przestrzeni, w odpowiedzi ruszymy jej na ratunek – by ochronić ją przed takim karygodnym czynem.
Zwróćmy uwagę na fakt, że wielu mądrych ludzi i wielu duchowych przywódców czuło się zobowiązanych do tego, by pokazać, że „Świat jest naszym ogrodem” i dlatego powinniśmy o niego dbać, pielęgnować go i bronić w taki sam sposób jak naszą prywatną przestrzeń, w której sadzimy kwiaty, owoce, warzywa i zioła. Emocjonalnie nie powinniśmy przeprowadzać rozróżnień pomiędzy tymi dwiema sferami mikro i makro.
Mimo to, rozglądamy się dzisiaj wokół siebie i co widzimy?
Z całą pewnością wielu jest śmiertelników, którzy dbają o swoje indywidualne ogrody i jeszcze więcej takich, którzy fizycznie nie mają o co dbać. Jednakże spośród nich wszystkich znajdzie się niewielka liczba takich, którzy zechcą zejść z własnej ścieżki i stanąć w obronie tego większego ogrodu, który nazywamy planetą Ziemią.
Nawet pośród tych, którzy zaklasyfikują się do grupy „świadomych” i kroczących ścieżką duchowego oświecenia, zbyt mało jest takich, którzy gotowi są aktywnie bronić większej całości w takim samym duchu, jak bronią i dbają o swoją „własną” prywatną przestrzeń. Nieważne, czy tą przestrzenią jest miejsce, w którym kultywuje się swój rozwój duchowy, czy fizyczna przestrzeń, to znaczy własny ogród.
Wydaje się, że akt „posiadania” uchylił i odebrał nam naszą zdolność do odczuwania i wcielania w życie poczucia wewnętrznej odpowiedzialności za to, czego nie „posiadamy.”
Neo-liberalne kapitalistyczne/konsumpcyjne uwarunkowanie, które stanowi główną część prawie wszystkich naszych systemów edukacyjnych, nie uczy nas poczucia odpowiedzialności za całe życie, ale tylko za tą część, która dotyczy naszych osobistych interesów i w którą zainwestowaliśmy nasze zasoby finansowe.
Potrzebujemy, aby nam przypominano, że jesteśmy zbiorowymi powiernikami tej unikalnej żywej istoty, która podtrzymuje i zaspokaja wszystkie nasze potrzeby na czas trwania naszego życia – i poza nim.
Spróbujmy zakwestionować naszą rzekomą „duchowość” w świetle naszej niechęci do zaryzykowania walki o przetrwanie tego, co umożliwia nam jedzenie, picie, oddychanie i czerpanie przyjemności z jej obfitej szczodrości.
Widać więc, że gdybyśmy od dziecka byli uczeni, aby spontanicznie odpowiadać na życiodajne bicie serca naszej planetarnej egzystencji, nie robilibyśmy rozróżnienia pomiędzy empatią dla ogrodu Gai, a empatią dla naszego własnego prywatnego ogrodu, empatią dla wszystkich dzieci, a empatią dla naszych własnych dzieci, i tak dalej…
Dostrzeglibyśmy, że manifestacja naszego instynktu obronnego jedynie w kontekście tego, co uważamy „należy do nas,” jest strasznym wypaczeniem naszych naturalnych instynktów.
Dlaczego o tym mówię?
Wyobraź sobie przez chwilę że siedzisz w swoim ogrodzie, a ktoś wchodzi przez bramę z piłą motorową i zaczyna zabierać się za wycinkę twojego ulubionego drzewa owocowego… Co byś zrobił?
Cóż, z pewnością skoczyłbyś ze swojego krzesła i ruszył, żeby go powstrzymać. A teraz przejdźmy do podobnego zdarzenia, w którym do pięknego drzewa w parku po drugiej stronie ogrodzenia otaczającego twój ogród, nie przebierając w środkach, zbliża się człowiek dzierżący piłę motorową, który rzecz jasna nie ma tam nic do szukania. Jasne jest, że ta osoba zamierza ściąć to drzewo… Jaka byłaby twoja reakcja na coś takiego? Próbowałbyś go zatrzymać? Sprowadzić pomoc? Czułbyś głębokie oburzenie?
Istnieje prawdopodobieństwo, że mógłbyś zareagować na wszystkie opisane wyżej sposoby. Ale znacznie bardziej prawdopodobne jest, że po odczuciu początkowego dyskomfortu wywołanego przez taki bezwstydny zamiar zniszczenia, nie podjąłbyś żadnego działania, pocieszając się myślą: „I tak nic nie mogę z tym zrobić.” Po tej myśli spróbowałbyś zignorować zdarzenie i powróciłbyś do tego, co robiłeś wcześniej.
Jeśli w program nauczania w naszym systemie edukacyjnym wpisane byłyby chociaż niewielkie dążenia duchowe, od wczesnego wieku zachęcano by nas do tego, byśmy dostrzegli naszą odpowiedzialność za całe życie na tej planecie – i do tego, byśmy wyszli mu na ratunek w chwili wyraźnego zagrożenia.
Nie o to jednak chodzi w większości systemów kształcenia. Wprost przeciwnie – koncentrują się one na tym, aby uczyć nas, jak zdobyć środki do „posiadania” jakiejś małej niszy na tej planecie i gromadzić tysiące kawałków i części, które uważa się za niezbędne do tego, by ją umeblować. Boże uchowaj, abyśmy mogli zdecydować się na porzucenie tej świętej drogi do piekła!
Każdy spot reklamowy w telewizji, bilbord na ulicy, snobistyczny magazyn, wystawa sklepowa, strona internetowa i ekran kinowy wzywają nas, abyśmy zanurzyli się w przyjemnościach konsumpcyjnego stylu życia, który z jednej strony uniemożliwia zdobycie szerszej świadomości dotyczącej trudnej sytuacji, w jakiej się znajdujemy, a z drugiej przyczynia się do nieuniknionego gwałtu na naszych planetarnych zasobach, z których wszyscy korzystamy.
Rosnąca świadomość, która pojawia się wraz z praktyką duchową, ostrzega nas także przed destrukcyjną naturą tego konsumpcyjnego stylu życia i większości stanowisk pracy, które składają się na powtarzalny i w dużym stopniu bezpłodny tydzień pracy.
Coraz częściej widzimy, że jeśli zostaniemy schwytani w ten mechanizm, stajemy się tylko trybikiem w wielkiej maszynie, której ogólny cel jest zupełnym przeciwieństwem tego, co inspiruje nasze duchowe dążenia.
Szybko staje się jasne, że musimy dokonać wyboru – znaleźć pracę, która będzie satysfakcjonować naszą budzącą się wnikliwość i wspierać nasze powiernictwo, jakie mamy względem planety Ziemi albo poddać się żądaniom i obietnicom stanu korporacyjnego, który tak nieustępliwie osłabia wszystko, co subtelne, piękne i ubogacające nas duchowo w tej codziennej przygodzie zwanej Życiem.
Nowe społeczeństwo, za którym tak wielu z nas tęskni, może zaistnieć tylko, jeśli podejmiemy niezbędne działania, które doprowadzą do jego powstania. Nie można wkroczyć na ścieżkę wyższej świadomości, ignorując szkody wyrządzone przez sposób, w jaki postępujemy w naszym codziennym życiu. Aby zdać sobie sprawę z własnego głębszego ja i uśpionych mocy duchowych, jakie posiadamy, musimy sprawić, aby wszystkie aspekty naszego życia pozostawały w zgodzie z naszą budzącą się świadomością.
Oznacza to wstąpienie na zdyscyplinowaną drogę prowadzącą jak najdalej od wszelkich zależności – ordynarnych i destrukcyjnych komercyjnych gmachów, które stanowią status quo, takich jak długi żywnościokilometr, żądne zysku sieci supermarketów, skorumpowane gigantyczne instytucje bankowe, agrochemiczna i genetycznie zmodyfikowana „dogodna” żywność, zbyt duże paliwo-żerne samochody, otępiające i kontrolujące umysły programy telewizyjne, podążanie za „modą,” częste imprezowanie i nadużywanie alkoholu, przesadnie długie rozmowy przez telefony komórkowe emitujące elektrosmog… i tak dalej.
Wszystkie te zjawiska nie tylko mają negatywny wpływ na nas i nasze otoczenie, ale podążając za nimi, wspieramy finansowo i energetycznie te strony społeczeństwa, których jedynym celem jest zysk, władza i zwiększenie kontroli nad naszym codziennym życiem. Innymi słowy, wspieramy to, co stanowi część nieprzerwanego procesu zniszczenia tego „świata, który jest naszym ogrodem.”
Niewątpliwie taka ścieżka odbiega całkowicie od ścieżki duchowej.
Albo wspieramy radykalną przemianę społeczeństwa w zgodzie z naszą budzącą się świadomością istnienia wielorakich składników niszczących, albo popadamy w hipokrytyczny i złudny stan, w którym jakikolwiek wzrost świadomości zostaje wkrótce zniweczony i cichnie.
Nie mamy innego wyboru, jak iść do przodu na dwóch nogach. Potwierdzać swoim zachowaniem i stosować w praktyce to, czego uczymy.
Wierzę, że odniesiemy sukces w tych poszukiwaniach, jeśli mocno zwiążemy nasze wewnętrzne przebudzenie z przejawem jego prawdziwego zewnętrznego wyrazu.
W ten sposób droga do oświecenia staje się synonimem podejmowania działań zmierzających do złagodzenia i uleczenia społecznych, ekonomicznych blizn, oraz blizn na środowisku, które pokrywają naszą poranioną planetę. Proces, który łączy zupełnie odmienne wysiłki i ukazuje, że odcięcie się i patrzenie do wewnątrz oraz bierne praktyki duchowe – stronienie od aktywnego udziału w służbie naszej planecie – są ostatecznie fałszywe i stanowią mechanizm eskapizmu.
Skoro „Świat jest naszym ogrodem”, zjednoczmy się teraz, aby uratować go przed naszymi wrogami – nieważne jakie są szanse wygranej. Przeciwstawmy się politycznym wybiegom, które doprowadziły rządy do sojuszu z interesami korporacyjnymi i ignorowania krzyków uwięzionej ludzkości i torturowanych członków matki natury.
Naszym najwyższym wezwaniem duchowym jest wyjście w obronie życia. * Aniołowie ruszą do naszego boku, jak tylko pokażemy nasze zaangażowanie w przejęcie kontroli nad naszym przeznaczeniem. A to obejmuje wyzwolenie tej długo ciemiężonej planety, która jest naszym wyjątkowym i niezastąpionym domem.
Julian Rose
………………………………………
* W obronie życia – eseje o radykalnie nowej zielonej mądrości to tytuł najnowszej książki Juliana. Wydawnictwo: John Hunt Publishings, Earth Books, okładka miękka, 172 strony.