Przestań oglądać przedstawienie – zacznij realizować wizję prawdy
„Przedstawienie musi trwać”, jak mawiają w teatrze. I w rzeczy samej wydaje się, że tak powinno być. Tyle tylko, że to szczególne przedstawienie nie ma początku ani końca. Kurtyna nigdy nie opada. Nie ma nawet przerwy, w czasie której można zaczerpnąć powietrza lub rozprostować nogi.
Ta bonanza rozgrywa się dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, a koszt biletu z pewnością uderzy cię po kieszeni. Mimo to widownia pełna jest oczekujących twarzy, wpatrujących się w sceny, które rozgrywają się przed ich oczami i chłonących dramat wystawiany dla ich konsumpcji.
Aktorów jest niewielu, ale widzów bardzo dużo. Mimo to aktorzy przykuwają uwagę widzów, którzy szybko zapominają, że znajdują się w teatrze i że zapłacili za bilety.
Wszyscy uczestniczymy w tym przedstawieniu. Miejscem akcji jest planeta Ziemia. Aktorzy przechadzają się dumnie, udając, że są ważni i odgrywają role przydzielone im przez scenarzystę i reżysera tego show. Znasz ich. Widujesz ich codziennie na ekranach telewizorów oraz w gazetach. Niektórzy z nich są nawet bardzo przekonywający i jak większość aktorów udają autentyczną szczerość, a następnie zatrzymują się na chwilę, oczekując na aplauz.
Reżyser pozostaje w dużej mierze niewidoczny, ale w tle ustala agendę i przygotowuje scenę. Scenarzysta również występuje najczęściej incognito. Jego słowa jednak zapewniają narrację, bez której aktorzy nie byliby w stanie odgrywać swoich z góry ustalonych ról.
W obsadzie dzisiejszego poruszającego tłumy dramatu mamy takie nazwiska, jak May, Merkel czy Trump. Sztuka, w której aktualnie grają, nosi tytuł „Gdybym rządził/rządziła światem”. Jest w niej również miejsce dla wielu innych wykonawców z mniejszymi aspiracjami, a nawet dla czołowych postaci z przeszłych lat, których sława już trochę przebrzmiała.
Kolejne fragmenty scenariusza pojawiają się nieustannie, by utrzymać przedstawienie na scenie. Niedawnym hitem był na przykład Brexit – sztuka w czterech aktach, w której gościnnie wystąpiło wielu aktorów kabaretowych, jak również wybitnych krasomówców. Jeden z nich zjadł zęby na ważnych wystąpieniach publicznych na kontynencie europejskim.
Zwróćcie uwagę na to, że wszystkie te marionetki gry politycznej zwanej „demokracją” mogą być tam, gdzie są i robić to, co robią, tylko dlatego, że pozwalamy im być na środku sceny. Pozwalamy na to, by wciągali nas w swoje przedstawienie i przekonywujemy samych siebie, że jest to jedyna sztuka w mieście. Ale nie jest i poza tym, że jest spora i głośna, jest tak naprawdę fasadą zaprojektowaną i zaaranżowaną przez ukryte dłonie pociągające za sznurki i wprawiające marionetki w ruch. Co jakiś czas wyłania się prawdziwy lider. Ktoś, kto wyróżnia się empatią w stosunku do zmagającej się w problemami ludzkości.
Jednak od kilku dekad dominuje „show”. Show sterowany przez reżyserów, którzy pilnują, by wszystkie reguły, przepisy i dziedziny działały tak, jak powinny. Ale przecież to „my lud” wybieramy obsadę sztuki. Obsadę, która obiecuje, że będzie odzwierciedlać i reprezentować nasze potrzeby na scenie narodowej. Że wprowadzi zmianę, która jest potrzebna i że będzie mocno stać na swoim stanowisku i odgrywać rolę, którą jej powierzono.
Widzisz więc, że jesteśmy zamieszani w podtrzymywanie „reguł gry”, które sprawiają, że uciskający nas system kontroli ma się dobrze.
Ci, których wybieramy, w większości przypadków wykładają się przy pierwszej przeszkodzie, a wraz z nimi wszystkie ich obietnice. Tak zwany „system” działa w końcu a wybrani przez nas przedstawiciele zostają szybko wessani przez jego mechanizmy i stają się ofiarami złego programu. Programu, który odgrywany jest na scenie globalnej przy pomocy potężnych, scentralizowanych banków, mega-korporacji i cieszącego się olbrzymim finansowaniem wojska. Tak, to jest właśnie to przedstawienie, za które płacimy i które ściągnęliśmy do miasta.
Ale sprzedano nam kłamstwo. Zostaliśmy wciągnięci w grę, a największym problemem w tym wszystkim jest fakt, że tego nie dostrzegamy. W zasadzie wierzymy, że to dzieje się w dobrej wierze i że bez tego popadlibyśmy w chaos i rozpacz.
W taki więc sposób trzymamy się kurczowo zużytego już modelu „demokracji,” obawiając się tego, co mogłoby się zdarzyć, gdyby został on rozebrany na części i przeszedł do historii. Obawiając się również być może tego, co mogłoby się pojawić w jego miejsce.
To nie jest dobre i ty o tym wiesz. Przed nami jest wybór – pozostać niewolnikiem systemu, który nie może przetrwać bez niewolników lub uwolnić się i nadać formę czemuś całkowicie innemu.
Czy jesteś gotów na taki krok?
Co tak naprawdę mogłoby oznaczać wprowadzenie czegoś całkowicie innego? Musimy spróbować odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ jest to najważniejsze pytanie naszej ery – pytanie, przed którym wszyscy dzisiaj stoimy, bez względu na to, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie.
Mówimy o przejęciu kontroli nad swoim przeznaczeniem; o tym, by nie oddawać odpowiedzialności za nie komuś innemu. Spróbuj wyobrazić sobie, jak to mogłoby wyglądać.. Cóż, na początek znika „polityk” a wraz z nim/nią centralny system kontroli zwany „parlamentem”. Tak na marginesie, parlament był kiedyś miejscem, w którym realizowano ideał. Był wyrazem dążenia do tego, by dać głos tym, którzy nigdy go nie mieli i by wprowadzić zbiorową sprawiedliwość tam, gdzie wcześniej dominowała tylko wola monarchy.
Jednakże to od dawna nie jest już potrzebne, ponieważ parlament został ładnych kilka dekad temu uprowadzony przez ukrytą rękę scentralizowanej kontroli, a polityk stał się pachołkiem na usługach karteli władzy banków, wojska i korporacji, które rzekomo znajdują się poza jego kontrolą. Dlatego właśnie ten skorumpowany ponad wszelką miarę model, którego nie da się naprawić, musi odejść.
Na samą myśl o czymś takim powietrze staje się na nowo lekkie! O czym będą mówić media głównego nurtu, jeśli nie będzie tej udawanej demokracji? Na czym będzie się skupiać uwaga wszystkich, kiedy gra polityczna zostanie usunięta z pompatycznego piedestału? Co chcielibyśmy oglądać zamiast niej?
Pomyśl o tym, ponieważ praktycznie nikt tego nie robi i to w dużej mierze jest powodem, dla którego to się jeszcze nie zdarzyło.
To właśnie mniej więcej w tym punkcie coś wartościowego zaczyna się poruszać, a nasiona świeżej wizji zaczynają kiełkować. Niski poziom wibracji, do którego się dostosowaliśmy, wkracza na wyższy bieg. Mgła zaczyna się unosić. Zaczynamy widzieć coraz wyraźniej to, czego w ogóle nie mogliśmy zobaczyć, dopóki nie odważyliśmy się pozbyć się starego kłamstwa.
Nowa percepcja wygląda mniej więcej tak: jesteśmy tutaj na tym świecie i mamy coś, co nazywamy „życiem”. Może ono trwać mniej więcej siedemdziesiąt lub osiemdziesiąt lat, czasami trochę krócej lub trochę dłużej i z tego, co wiemy, jest to jedyne życie, jakie mamy (w tym ciele). W jaki sposób otrzymaliśmy ten szczególny dar? Co zamierzamy z nim zrobić? Ponieważ jest to dar szczególny i wyjątkowy, nie wydaje się więc logiczne, że chcielibyśmy zrobić z nim coś szczególnego i wyjątkowego?
Kiedy już widzimy, że sprzedano mam kłamstwo, kolejnym logicznym krokiem jest dostrzeżenie, jak wielkim marnotrawstwem tego jedynego życia, jakie mamy, jest udawanie, że możemy ignorować rzeczywistość. Wtedy właśnie na scenę wkracza możliwość czegoś całkowicie innego, co w niespodziewany sposób rozpoczyna swój debiut.
„Mój Boże!” mówi. „Chcę żyć! Chcę stanąć twarzą w twarz z tym kłamstwem i przestać uciekać od niego!” I to jest prawdziwie rewolucyjne zdarzenie. Takie, które może w jednej chwili zmienić cały nasz punkt widzenia. Mimo iż jest to tylko początek, jest to prawdziwy początek, pełen obietnic, które mogą nastąpić.
Przyglądając się pełnym szaleństwa i zamieszania scenom, jakie mają miejsce na scenie świata, zmieniającym się jak fale pomiędzy wysokim melodramatem a niskim zezwierzęceniem, widzimy, że nie ma sensu próbować zaklejać pęknięć, udając, że możemy żyć dalej „jak zwykle”. Pęknięcia są czynnikiem dominującym, a to, co leży pomiędzy nimi, jest tak pozbawione treści, że nie nadaje się praktycznie do wykorzystania.
Naszą jedyną drogą naprzód jest wynalezienie nowej przyszłości. Otworzenie nowej strony w księdze życia. Nie możemy ignorować przeszłości, ale uporać się ze zrozumieniem jej, a następnie zabrać z nami w nową drogę, na którą wkroczyliśmy. Niech nowo-odnaleziona pasja wytycza drogę. Niech intuicja będzie twoim przewodnikiem. Niech świadomość będzie twoim zestawem narzędzi.
Gdybyś identyfikował się z jakimkolwiek aspektem upadającego status quo, odkryjesz szybko, że nie jesteś już związany z nim, ponieważ nie będzie już niczego, do czego mógłbyś się przymocować.
Nie ma dokąd się zwrócić poza naszymi własnymi wewnętrznymi zasobami. To właśnie stamtąd wyłania się nowa wizja. Z miejsca, w którym ciągle jest prawda, nieskrępowana przez to, co się dzieje na świecie. A zaglądając do środka jeszcze głębiej, możemy dostrzec zupełnie nowy świat. Świat czekający na narodziny. Świat, który tęskni za tym, żeby się narodzić. Świat drgający oczekiwaniem i ekscytacją. Świat rozjaśniony energiami światła.
Zarówno kobiety jak i mężczyźni wydają na świat ten wspaniały byt. Nie wymaga on łona ani fallusa, mimo iż składa się z istoty żeńskiej i męskiej, uwolnionej wreszcie, by skupić się w pełni na budowaniu nowego społeczeństwa, tworzenie którego jest naszym imperatywem.
Nadszedł czas, by odrzucić wszystko, co mogłoby próbować zamykać okno naszego prawdziwego przeznaczenia.
To tutaj znajdziemy podstawy – solidny grunt, na którym możemy zacząć budować Świat, który ma nadejść. Miejsce, które przeniesie nas przez burzę, której nie można ominąć. Od teraz to jest nasza prawdziwa praca.
Szaleni aktorzy, którzy dumnie przechadzają się dzisiaj po scenie, nie zdają sobie sprawy z tego, że odgrywają finałową scenę apokaliptycznego eposu. Dramatu zaprojektowanego i zaaranżowanego przez architektów kontroli. Kryminalistów, którzy już wkrótce zostaną zdemaskowani.
Zmierzamy w pomyślny czas. Czas, w którym ludzkość uwolni się z więzienia, w którym tak długo przebywała jako zakładnik. Wydarzenie to zerwie więzy niewoli opartej na strachu i spowoduje, że kutyna opadnie i zakryje na zawsze czasy oszustwa i przebiegłości.
—
Julian Rose jest wczesnym pionierem rolnictwa ekologicznego w Wielkiej Brytanii, międzynarodowym aktywistą, aktorem i pisarzem. Jest prezesem Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi. Jest autorem dwóch uznanych książek: Zmieniając kurs na życie oraz W obronie życia. Więcej informacji na stronie: www.renesans21.pl