Protest polskich rolników trwa

      Brak komentarzy do Protest polskich rolników trwa

Akademia Samowystarczalności i Zdrowia w Zielonym Miasteczku

W samym środku stolicy Polski dzieje się właśnie coś niezwykłego. I nie jest to bynajmniej widowiskowy spektakl miasta stołecznego Warszawa. Wręcz przeciwnie.
W centrum Warszawy, naprzeciwko gmachu Kancelarii Premiera, pod drzewami ukryty jest niewielki, prowizoryczny obóz, na który składają się dwa namioty, przenośna kuchnia polowa opalana drewnem z czasów drugiej wojny światowej, kilka krzeseł i ławek, stos drewna oraz pewna liczba banerów, posterów i logotypów.
To jest „Zielone Miasteczko Rolników” – symboliczne i rzeczywiste miejsce protestu rolników, którzy walczą o to, by ocalić swoje źródła utrzymania i sposób życia. W dniu, w którym piszę, upływa 29 dzień od jego założenia i rolnicy nigdzie się nie wybierają pomimo faktu, że miasteczko jest nielegalne i że rząd nałożył na nie karę za każdy dzień protestu. Kara ta pod wieloma względami przypomina to, co się na dużo większą skalę dzieje ze społecznościami rolniczymi w całej Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej i poza nią.
W „Zielonym Miasteczku’ właśnie protestuje kolejna zmiana. Grupa trzydziestu rolników zajmuje miejsce grupy o podobnej wielkości, która „zasiadała” tutaj przez ostatnie kilka dni.
Rolnicy zbijają się w grupkę na czas podawania gorącej zupy warzywnej przyrządzonej na polowej kuchni. Wdają się w rozmowy ze zwolennikami protestu, którzy przybywają co jakiś czas, przynosząc żywność lub inne podarunki. Wśród protestujących rolników jest Edward Kosmal, właściciel rodzinnego gospodarstwa mieszanego z województwa zachodniopomorskiego i przywódca oporu przeciwko rozgrabianiu ziemi, które ma miejsce w północno-zachodniej Polsce.
Kosmal jest człowiekiem mocnej budowy, cichym i zadumanym. Postanowił nie poddawać się wobec nieprzejednanej postawy rządu głuchego na wezwania rolników domagających się sprawiedliwego traktowania. Jego pojawienie się jako przywódcy rolników jest zarówno mile widziane, jak i konieczne. Przejęcie steru przez Kosmala jest kluczowe dla utrzymania tego oddolnego powstania, które już zostało uznane za największy protest rolników, jaki kiedykolwiek miał miejsce w Polsce.
W lutym, sześć tysięcy rolników przemaszerowało przez centrum Warszawy do tego właśnie miejsca, w którym znajduje się „Zielone Miasteczko”. W tym dniu miasteczko zaczęło istnieć. Po drugiej stronie drogi, przed głównym wejściem do gmachu Kancelarii Premiera z niewzruszonym wyrazem twarzy stoją funkcjonariusze policji. Inni funkcjonariusze przechadzają się powoli tam i z powrotem, obserwując to, co się dzieje w obozie „Zielonego Miasteczka”.
Jednym z wydarzeń, jakie mają tu miejsce, są narodziny „Akademii Samowystarczalności i Zdrowia” – serii warsztatów, pokazów slajdów i filmów przedstawiających praktyczne technologie samowystarczalności, zainicjowanych przez pełnych entuzjazmu rolników i ich zwolenników, którzy sprzeciwiają się globalizacji żywności i rolnictwa zdominowanego przez olbrzymie ponadnarodowe korporacje agrobiznesu. Korporacje, które zgarniają cały zysk z sektora rolniczego, by powiększać swoje imperia kosztem małych i średniej wielkości gospodarstw rodzinnych, które stoją na straży tradycji dobrych praktyk związanych z uprawą ziemi oraz wytwarzania wartościowej, zdrowej żywności. Żywności, jakiej nie można znaleźć na półkach wszechobecnych super- i hipermarketów, które zdominowały polskie społeczeństwo w dokładnie taki sam sposób, jak w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej.
Rolnicy, którzy gromadzą się przy ognisku, będącym źródłem ciepła w zimowe polskie noce, słuchają rozmów z rosnącym zaciekawieniem. Są tutaj, ponieważ ziemia, którą oni oraz ich rodziny chcą uprawiać i mieć w wieczystym użytkowaniu, jest im wykradana. Wykradana przez rząd RP, którego bardziej interesują zyski ze sprzedaży najlepszej ziemi rolnej temu, kto zaoferuje najwyższą stawkę, niż zatrzymanie jej dla lokalnych rolników, aby mogli ją uprawiać i żywić naród „prawdziwą żywnością”, z której Polska słynie. Rolnicy ci nie są gotowi na to, by pozwolić, aby ich życie zostało zrujnowane przez łowców krótkoterminowych zysków. Rolnicy ci nasilali protesty już od trzech lat. Blokowali rządowe agencje rynku rolnego odpowiedzialne za transakcje, które podkopują ich przyszłość.
Na ulicach Szczecina rolnicy pikietują od trzech lat przed główną agencję w regionie, a w tym samym czasie na sąsiednich drogach ich traktory jadą w konwoju. Powiewają na nich polskie flagi, a na szybach przyklejone są postery z hasłami. Społeczeństwo mocno ich popiera. Według Edwarda Kosmala w niektórych rejonach województwa zachodniopomorskiego osiemdziesiąt procent powierzchni ziemi już zostało wysprzedane. Inny rolnik dodaje: „Obudziłem się pewnego ranka i odkryłem, że moimi sąsiadami są Duńczycy i Niemcy”.
Około siedemdziesiąt procent mieszkańców Szczecina wespiera rolników. Widza, co się dzieje i obawiają się całkowitego przejęcia po tym, jak obcokrajowcy nabędą prawo do kupna polskiej ziemi od 2016 roku.

Wraz z pomocą Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC) rolnicy dodali dwa kolejne żądania wobec rządu: żądanie ustanowienia całkowitego, zabezpieczonego prawnie zakazu upraw i nasion GMO oraz zniesienia zbyt restrykcyjnych przepisów dotyczących rejestracji, uzyskiwania zezwoleń i tworzenia oddzielnych pomieszczeń po to, by móc legalnie sprzedawać polskiemu społeczeństwu żywność wytworzoną w gospodarstwach.

Kolejne żądania dotyczą kompensat za niesprawiedliwe kwoty mleczne i zniszczenia dużych obszarów upraw przez dziki, oraz żądania dotyczące odpowiednich przepisów i kompensat dla ofiar embargo rosyjskiego na żywność z Polski i innych krajów Unii Europejskiej.
Edward Kosmal powiedział, że prawie wszyscy rolnicy z jego regionu (a to dotyczy także całej Polski) są mocno zadłużeni w bankach, w których wzięli kredyty na zakup nowoczesnych traktorów i innego sprzętu rolniczego odpowiedniego dla komercyjnych gospodarstw rolnych, do tworzenia których ich zachęcano, kiedy Polska weszła do Unii w 2004 roku. Doradzały tak rządowe biura doradcze, które opowiadały się za „restrukturyzacją” gospodarstw tak, by wpisywały się w typowy zachodnio-europejski model rolniczy. Model oparty na dążeniu do zwiększania eksportu i towarzyszącym mu nacisku na stosowanie coraz bardziej monokulturowych praktyk rolnych, coraz większą ilość nawozów sztucznych, pestycydów i coraz większych i droższych maszyn rolniczych.
Presja finansowa, jaką ten agresywny nacisk na wyższe dochody z eksportu wywiera na rolników, którzy mocno się zadłużyli, jest wszechobecna pośród społeczności rolniczych na całym świecie. Rzadko kiedy prowadzi ona do zrównoważonych, wyższych dochodów dla rolnika, ponieważ koszty zawsze przewyższają zyski, a (w Europie) tylko dotacje unijne zapobiegają bankructwu gospodarstw.

W Wielkiej Brytanii sytuacja ta doprowadziła do tego, że co dwa tygodnie jeden rolnik odbiera sobie życie, by nie patrzeć na to, jak bank, w którym zadłużył swoje gospodarstwo, odbiera mu to, na co pracował przez całe życie.

W dodatku dotacje w Polsce są niższe, zgodnie z wielkością gospodarstw, ale także ze względu na fakt, że wypłacane są tylko w wysokości 50% tego, co wypłacane jest w Europie Zachodniej.
Powróćmy jednak do „Zielonego Miasteczka” i Akademii Samowystarczalności i Zdrowia. Dyskusja dochodzi do tego globalnego fiaska, w które polscy rolnicy również zostali wciągnięci. Członkostwo w Unii oraz pro-unijny rząd oznaczają, że biurokracja w pełni opowiada się za kapitalistycznym neoliberalnym modelem wolnego handlu. Modelem, który prowadzi do globalnych systemów rolnictwa przemysłowego, które dostarcza produkty dla dominujących łańcuchów supermarketów, niszcząc jednocześnie zdrowie i różnorodność środowiska naturalnego poprzez rozległe, sterylne monokultury.
Zrozumiałe jest to, że niektórzy rolnicy uczestniczący w proteście mają bardzo poważny wyraz twarzy. Polska jest przecież jednym z ostatnich w Europie bastionów dużej liczby małych i średnich, praktycznie samowystarczalnych gospodarstw. Nadal istnieje około milion gospodarstw o powierzchni zaledwie do siedmiu hektarów. Gospodarstw będących uosobieniem nieskomercjalizowanego, nieschemizowanego, bioróżnorodnego rolnictwa przedunijnego. Typowych samowystarczalnych gospodarstw rodzinnych, które zostały już podeptane przez całkowicie bezduszną unijną Wspólną Politykę Rolną w innych krajach.
W chwili obecnej ci, którzy posłuchali rad Rządu RP dotyczących zwiększenia i intensyfikacji działalności rolniczej, będących głównymi wyznacznikami programów „zrestrukturyzowanego” rolnictwa unijnego, stają przed trudną do zaakceptowania prawdą, że ich wysiłki zmierzające do zwiększenia produkcji przy wsparciu kredytów bankowych popchnęły ich w kierat. Kierat, przez który stają się oni permanentnymi niewolnikami korporacji / rządu/ brukselskiej „troiki” i który sprawia, że niezależność, którą się kiedyś cieszyli, szybko staje się snem z przeszłości.
Być może jednak, mimo wszystko nie jest to jeszcze koniec historii. Spontaniczne narodziny w „Zielonym Miasteczku” Akademii Samowystarczalności i Zdrowia kieruje uwagę w stronę nowej/starej wizji, która może być dokładnie tym, czego potrzeba nie tylko dla Polski, ale dla walczących rolników w każdym miejscu na Ziemi – odnowionego zaangażowania w to, by dostarczać narodowi, regionowi i lokalnej społeczności „prawdziwą żywność”wytwarzaną domowymi, uświęconymi tradycją metodami, które przywrócą prawdziwe zdrowie ziemi, roślinom, zwierzętom i ludziom, którzy prawdziwie skorzystają dzięki takiemu troskliwemu i dobremu podejściu. Podejściu, które pomoże uwolnić naród od zabójczych dawek chemicznej, genetycznie zmodyfikowanej, syntetycznej żywności, która może całkowicie zdominować globalny łańcuch pokarmowy.
Czy doszliśmy do punktu zwrotnego? Takiego, który obnaża zgubny model napędzanego zyskiem, dotowanego z podatków, monokulturowego szaleństwa, które doprowadziło ludzkość na skraj przepaści, za którą znajduje się kompletna ruina?
Dwa tygodnie temu, na początku marca, Jadwiga Łopata i Julian Rose stojący na czele Międzynarodowej Koalocji dla Ochrony Polskie Wsi-ICPPC razem z Edwaredm Kosmalem i innymi rolnikami dostarczyli pani Premier Ewie Kopacz dwa bochenki „legalnego”, wzbogacanego chemicznie, „amerykańskiego” białego chleba zapakowanego w plastik. Tydzień wcześniej wraz z Jerzym Chróścikowskim, przywódcą NSZZ RI „Solidarność” zaoferowali oni pani Premier koszyk „nielegalnej” prawdziwej żywności pochodzącej z gospodarstw rodzinnych wraz z listem, w którym domagali się zmiany przepisów, w świetle których taka żywność i działalność rolników, którzy ją wytwarzają, uznawane są za niezgodne z prawem.

Bochenki białego, „amerykańskiego” chleba były „nagrodą” za brak reakcji ze strony pani Premier. Dołączony był do nich list z wyjaśnieniami podpisany przez prezesa ICPPC.
Nie poddajemy się. Szare zimowe dni ustępują miejsca wiosennemu słońcu. Rolnicy wkrótce będą musieli powrócić do swoich pól, by zasiać uprawy. Ale opór nie ustanie. Wszyscy jesteśmy zdeterminowani, by stawiać go na dłuższą metę. Akademia Samowystarczalności i Zdrowia, zasiana niejako w samym sercu tego oporu, daje nam nadzieję na to, że możliwe jest życie, w którym nie będziemy już niewolnikami nieczułej i obsesyjnie skupionej na władzy Brukseli oraz korporacyjnej i rządowej kliki, ale staniemy się na powrót niezależnymi rolnikami, wspierającymi i wspieranymi przez społeczności, w których uprawiamy i z którymi dzielimy się prawdziwą żywnością.
Julian Rose
…………………………………………………………………

Julian Rose jest wczesnym pionierem rolnictwa ekologicznego w Wielkiej Brytanii, pisarzem, aktywistą i prezesem Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC). Jego najnowszą książkę pt. „W Obronie Życia”, która cieszy się coraz większym uznaniem, można kupić na stronie Wydawnictwa Genesis: www.http://genesis.apivision.com/ oraz w niezależnych księgarniach.