Uwalniając się z dogmatów religijnych

      Brak komentarzy do Uwalniając się z dogmatów religijnych

Musimy cofnąć się wstecz dalej niż religia. Jest to punkt wyjścia wielkiego przewartościowania, które podejmujemy, aby uwolnić się od ciężaru fałszywej wiedzy. Aby uwolnić się od niekwestionowanego przyjmowania czegoś za prawdę. Musimy cofnąć się do korzeni ludzkości i tym samym przywrócić bezpośredni i obustronny związek z naturą i wszechświatem, którego częścią jesteśmy.

Religie zostały wymyślone przez człowieka i stanowią pewną interpretację siły życiowej – w dodatku nieprawdziwą. Siła życiowa (natura i wszechświat) działa bezpośrednio przez człowieka. Nie ma tu miejsca na „pośredników”, którzy cenzurują nasze doświadczenia.

Religie zbudowały niewidzialny mur pomiędzy człowiekiem i naturą oraz pomiędzy człowiekiem a Bogiem, ustanawiając warunki „przyzwoitego zachowania” zgodnie z doktryną posłuszeństwa. Teraz, kiedy mury te kruszą się, powinniśmy stanąć dumnie i powiedzieć: „Natura, nie religia”. „Prawda, nie dogmat”.

To jest zaledwie pierwszy krok na naszej drodze liczącej tysiące kilometrów. Kiedy łuski opadną z naszych oczu, nie tylko dostrzeżemy prawdę sformułowania „natura, nie religia”, ale również to, że to Bóg stworzył naturę. Dostrzeżemy, że natura jest przejawem Stwórcy. Tak więc, mając naturę jako swoją bazę, następnym krokiem będzie dążenie do tego, aby zbliżyć się jeszcze bardziej do naszego Stwórcy. Aby zdać sobie sprawę z tego, że Bóg jest w nas. To są kolejne kamienie milowe na drodze naszej emancypacji jako istot ludzkich.

“Musimy dotrzeć do prawdziwych fundamentów życia. Powierzchowne zaledwie uporządkowanie życia, które sprawia, że najgłębsze potrzeby pozostają niezaspokojone, jest tak nieefektywne, jak gdyby nie podjęto wcale żadnego wysiłku, by coś uporządkować” (Księga Przemian, Źródło).

Z historycznego punktu widzenia przed religiami miało miejsce zjawisko zwane „pogaństwem”, które przewyższa religie z uwagi na bezpośredni związek z naturą. Rozwój, który ja osobiście preferuję, następuje więc od „pogaństwa” do wyższego stanu świadomości, który nazywamy „boskim” i wyklucza religię zupełnie. Niech nie będzie barier w wolnym przepływie energetycznej siły życiowej, która nabiera rozmachu w uniwersalnym dążeniu do boskiej ekspresji.

My, ludzie, stanowimy wektor dla tej boskiej energii. To my stoimy pośrodku, pomiędzy świtem życia na Ziemi i najwyższą realizacją potencjału zawartego w tym świcie.

Jesteśmy istotami czystego ruchu i istotami czystego spokoju. Jesteśmy Boskim Paradoksem. Łączymy uniwersalizm duchowy z ziemską, czerwoną krwią. Nasz dramat rozwija się, jako droga przez miriady ekspresji wiecznej potrzeby zwanej Życiem.

Przed religiami znajdowaliśmy się na drodze ekspresji tej potrzeby. Po religiach, znów jesteśmy na tej drodze. Jednak w czasach religii zostaliśmy złapani w ślepy zaułek kuszących obietnic, autorytarnych kłamstw i dogmatów, które mocno przywarły do naszej skóry. Zahamowały nasz apetyt. Powaliły nas na kolana. Zawstydziły nas w kwestiach ekstazy. Zakuły w łańcuchy prawdziwego Boga.

Łańcuchy te spadają teraz. Czujecie to, prawda? Rdza trawi ogniwa, które kruszą się, a przejawy nowego życia strzelają w górę, by odpowiedzieć na wołanie tego, co nieskończone.

Nie bójcie się swojej ziemskości. Nie bójcie się wolnego ducha. Radujcie się na myśl o grawitacji. Tańczcie w rytmie skaczących w górę aspiracji.

W czasach pogańskich dostrzegaliśmy i eksplorowaliśmy piękno natury. Bogowie nazywani byli na cześć sił poruszających wodę, na cześć roślin, drzew i mórz. Odprawialiśmy rytuały na cześć zmieniających się pór roku. Ozdabialiśmy ciała, nosiliśmy kolorowe wianki na głowach, skakaliśmy przez ogniska i biegaliśmy w podmuchach wiatru. Medytowaliśmy w ciszy. Tańczyliśmy w ekstazie.

„Ale wtedy było nas tylko kilka tysięcy na rozległych obszarach niezniszczonej ziemi” – powiecie. „Zobacz, jak świat wygląda dzisiaj!”

Patrzę i widzę zniszczenie spowodowane tym, że odwróciliśmy się od siły życiowej, która oferowała i nadal oferuje taką obfitość. Widzę pustynie pozbawione życia w miejscach, które niegdyś były płodne i żyzne. Widzę podziały wśród ludzi, którzy niegdyś stanowili społeczność. Widzę strach tam, gdzie kiedyś panowała radość.

Jednakże dzięki Bogu nie widzę tylko porażki i upadku rasy ludzkiej. Widzę także uśpione nasiona, które znów się budzą. Widzę, jak coraz więcej ludzi odkrywa na nowo Wielkiego Ducha przyrody i wszechświata, dostrzegając dużo więcej niż standardowy tydzień pracy. Widzę i czuję, jak moc tego, co jest „poza religią”, przesącza się coraz głębiej w szczeliny upadłego statusu quo. Podnosi się, jak Feniks z popiołów, z umierających żarów starych, upadających dogmatów. Kiełkuje w górę, przemierzając ciemność nieświadomości. Podnosi ducha i rzuca światło na zarys świata, który nadejdzie.

W centrum każdego z nas znajduje się wieczny agitator opowiadający się za realizacją całego ukrytego potencjału, jaki posiadamy. Wieczna iskra kreacji ponagla nas. Tak więc, jeśli nadal trzymasz się kurczowo skrawków znoszonej już tkaniny dogmatu, puść. Doświadcz samego siebie jako tego, co było, co jest i co zawsze będzie. Tego, co wzbija się daleko poza to straszne zniekształcenie prawdy kryjące się pod nazwą „religia”.

Julian Rose jest międzynarodowym aktywistą, pisarzem, wczesnym pionierem rolnictwa ekologicznego i aktorem. W 1987 i 1998 roku stanął na czele kampanii przeciwko zakazowi sprzedaży niepasteryzowanego mleka w Wielkiej Brytanii. Wraz z Jadwigą Łopatą prowadził kampanię „Powiedz NIE dla GMO” w Polsce, która doprowadziła do krajowego zakazu dla nasion i roślin GMO w 2006 roku. Aktualnie Julian zaangażowany jest w kampanię przeciwko sieci 5G. Jest autorem dwóch uznanych książek: Zmieniając kurs na życie oraz W obronie życia. Od lat praktykuje i propaguje jogę i medytację. Więcej informacji na temat autora można znaleźć na stronie: www.renesans21.pl