Czekając na Boga

      Brak komentarzy do Czekając na Boga

Niedługo po zamachach w Paryżu zapytano Dalajlamę, co powinno się zrobić w kwestii takiego okrucieństwa na naszej planecie i czy uważa, że ludzie powinni się modlić za Paryż. Jego odpowiedź zawiera się głównie w następującym stwierdzeniu:

„Nie możemy rozwiązać tego problemu wyłącznie poprzez modlitwę. Jestem Buddystą i wierzę w modlitwę. Ale to ludzie stworzyli ten problem, a teraz prosimy Boga, aby go rozwiązał. To nielogiczne. Bóg by powiedział: sami go rozwiążcie, ponieważ to wy go stworzyliście w pierwszej kolejności.”

Prawda zawarta w tej odpowiedzi ma tak fundamentalne znaczenie, że powinna usunąć jakiekolwiek wątpliwości, które mogą się jeszcze kołatać w umysłach ludzi wierzących, że tylko boska interwencja może uratować ich samych lub planetę Ziemię przed wszystkim, co może im zagrażać.

Nie jestem Buddystą, ale jeśli to jest jedno z podstawowych założeń filozofii buddyjskiej, chylę czoło przed wszystkimi, którzy ją praktykują! Wypowiedź Dalajlamy jest głęboko zakorzeniona w zdrowym rozsądku, a zdrowy rozsądek wykracza poza wierzenia religijne i wiarę. Jest to brakujące ogniwo we współczesnym świecie zamglonej i pełnej luster wirtualnej rzeczywistości, w której stanowczo zbyt wielu ludzi czuje, że to ktoś inny, a nie oni sami, powinien wziąć odpowiedzialność za przyczynienie się do zmiany kierunku życia na naszej utrudzonej planecie.

W pewien mglisty sposób wydaje się, że wielu ludzi czeka na kogoś (lub coś), kto podejmie decyzje, których oni sami nie chcą podjąć. Podejmie kroki, których oni sami nie chcą zrobić. Zainterweniuje i wszystko będzie w porządku.

Dla innych, niechęć do wzięcia odpowiedzialności często równa się przekonaniu, że życie składa się w głównej mierze z przypadkowych i chaotycznych zdarzeń, które mają niewielkie znaczenie bądź nie mają go wcale i pomiędzy którymi nie ma związku. Dla tych przedstawicieli rasy ludzkiej wzięcie odpowiedzialności oznacza pewnego rodzaju próbę zaprowadzenia porządku, ale jest ona czysto homofobiczna, ściśle stworzona przez człowieka. Nie jest ona odzwierciedleniem przenikającego wszystko porządku kosmicznego. Definitywnie nie jest to „jak na górze, tak na dole”, tylko dużo prościej – „jak na dole” kropka!

Z tych dwóch grup najbardziej zakłamaną jest pierwsza. Ta, która nieustannie przerzuca odpowiedzialność na stronę trzecią i szuka schronienia u siły wyższej. Odmawiając zajęcia stanowiska, pociesza się faktem, że „ktoś inny” na pewno rozwiąże problemy, które ktoś ściągnął na siebie samego lub na naszą planetę. Taka postawa jest wielką wadą większej części ludzkości. Głównie, jak wskazuje Dalajlama, z powodu braku logiki przejawiającej się w przyjmowaniu takiego stanowiska w pierwszej kolejności.

Jednakże, uchylanie się od potrzeby wzięcia udziału we wprowadzaniu zmiany jest powszechne; tak samo jak postawa zakładająca, że „nie ma siły wyższej / Boga”. Prawdopodobnie przejawia je większość ludzi żyjących w zachodnich społeczeństwach „demokratycznych” i być może podobny odsetek w innych reżimach.

Gdzie więc należy szukać początku tej odmowy przyjęcia „odpowiedzialności”? Tej niechęci do przyjęcia do świadomości i podjęcia działania w zgodzie z naszą wrodzoną zdolnością reagowania w sytuacji, która takiej reakcji wymaga?

Od tysięcy lat nasza planeta znajduje się w rękach sprawujących odgórną kontrolę reżimów, z których wiele było i nadal jet bezwzględnych w sprawowaniu władzy. Nawet wraz z nadejściem ustrojów „demokratycznych”, normą pozostają elitarne, hierarchiczne struktury polityczne. Jedynym wyjątkiem od tych dążących do władzy interesów prywatnych, typowych dla jednych i drugich, są łagodne dyktatury, w których mądre i współczujące jednostki wspierają socjo-ekonomiczne i kulturalne interesy swoich narodów. Kolejnym wyjątkiem są ludy plemienne na całym świcie, które szanują mądrość starszyzny plemiennej i utrzymują bliskie związki ze środowiskiem naturalnym. Taka postawa jest również powszechna wśród praktycznie wszystkich autentycznych społeczności rolniczych.

Dla całej reszty życie sprowadza się głównie do próby przetrwania pod jakąś formą podstępnej i odgórnej represji, trwającej całe tysiąclecia.

Oczywiście życie tych, którzy w taki czy inny sposób zdołali stworzyć i utrzymać powiązania z klasą rządzącą, jest całkiem znośne lub nawet dobre. Nauczyli się oni jednak, że należy przebiegle rozdawać karty. A później zaakceptować konsekwencje – a to oznacza swego rodzaju udawane życie, w którym posłuszeństwo panu jest nieodzowne.

Wraz z rozwojem zorganizowanych wierzeń religijnych, uciskani od góry ludzie znaleźli pocieszenie w fakcie, że łagodny Bóg może zmniejszyć to, co nad nimi ciąży oraz w tym, że posłuszeństwo niebieskiemu panu daje pewien rodzaj ucieczki – przynajmniej dla umysłu – od tego, co nakładają na nich ziemscy panowie. Kościół głosił, że tylko Bóg może wprowadzić większą zmianę, której tak wielu wyglądało. Reżim ten doprowadził więc do tego, że ludzie po raz kolejny czuli się zwolnieni od potrzeby wprowadzenia tej zmiany.

Czy w obrazie, który właśnie nakreśliłem, jest gdzieś jakaś luka dla powstania oświeconej grupy, która chciałaby i byłaby w stanie „wziąć odpowiedzialność za przyczynienie się do zmiany kierunku życia na naszej planecie?”

Wydaje mi się, że wiele było przeciwności dla tego rodzaju wyzwolenia ducha, które mogłoby doprowadzić do przełomu. Było to możliwe na przykład w epoce renesansu, kiedy to artyści zdobyli przychylność arystokracji, co doprowadziło do eksplozji światła, koloru i form typowych dla tego okresu. Ale niewiele zrobiono, by zapoczątkować rewolucję prowadzącą do wyzwolenia ludzi. Wielu artystów, którzy byli w najlepszej sytuacji umożliwiającej wykrzesanie iskry do szerszych działań, wycofało się do swoich wież z kości słoniowej, koncentrując się na własnych wysiłkach kreatywnych. Czy to czasem nie brzmi znajomo?

Wygląda więc na to, że nie mamy tak naprawdę precedensu dla tego, co jest teraz potrzebne. Powód, dla którego tak niewielu ludzi „bierze odpowiedzialność” wykraczającą poza wypełnianie funkcji w życiu codziennym, jest taki, że przez całe stulecia nie było to po prostu coś, co „ludzie robili”.

To panowie, zarówno świeccy jak i religijni, wytyczali program dla wszystkich innych, którzy mieli za nim podążać. Kościół ustanowił swoją własną hierarchię i gromił ludzi za ich niekonformistyczne grzechy. Przekonywał miliony, by wierzyły, że należy uznawać autorytet wysoce krytycznego „Boga”, o ile nie chcą pójść w złym kierunku po śmierci.

Tym samym Kościół opacznie zinterpretował nauki Jezusa Chrystusa i ogłosił, że to, co „boskie” oddzielone jest od tego, co ludzkie oraz że obowiązkiem człowieka jest modlić się i pozostawać pasywnym nawet w czasach kryzysu. Miliony zgromadzeń na całym świecie zachęcono do tego, by wierzyły, że Mesjasz powróci i zapewni zbawienie wszystkim, którzy są pobożni z natury i skromni. W międzyczasie nie pozostaje nic, co mogliby lub powinni robić, jak tylko modlić się o przebaczenie i być posłusznym Bogu, a także rządowi.

Tak to w dużej mierze wygląda dzisiaj, nawet jeśli źródła wpływów trochę się zmieniły. Nie powinniśmy więc być zdziwieni, że tylko nieliczni potrafią stawić czoło różnym kryzysom, które nawiedzają naszą planetę. I tylko nieliczni są w stanie autentycznie wziąć odpowiedzialność i wykazać się intencją oraz podjąć działanie.

Większość ludzi nie określiłaby swojej pasywności i braku zainteresowania tym, by rzucić wyzwanie statusowi quo, jako „czekanie na Boga”. Jednak symptomy tej choroby są praktycznie identyczne z tymi, jakie miały miejsce w przeszłości.

„Przebudzenie się” ludzkości zależne jest od tego, czy dostrzeże ona prawdę zawartą w stwierdzeniu: „to ludzie stworzyli ten problem, a teraz prosimy Boga, aby go rozwiązał. To nielogiczne. Bóg by powiedział: sami go rozwiążcie, ponieważ to wy go stworzyliście w pierwszej kolejności” (Dalajlama).

Bóg na pewno ma rację. Nie ma innej drogi naprzód. Ale kiedy już podejmiemy ten krok, wyższe siły wszechświata pospieszą nam z pomocą, pokazując, że mimo wszystko wszyscy mamy boską moc i nie potrzebujemy zgody jakiejś władzy, by z niej korzystać.

W międzyczasie jednak wyższe siły wszechświata czują się zobligowane do tego, by wypełniać próżnię pozostawioną przez rozkojarzoną i ogłupioną ludzkość. By ocalić naszą planetę przed całkowitym zniszczeniem na skutek celowych działań psychotycznego szaleństwa, które współcześnie są niemal codziennością.

Czy nie czas na to, by dać im przerwę?

Jest Nowy Rok. Rok 2016 – rok oddawania. Rok uzupełnienia zasobów i pokarmu dla Źródła, które nieprzerwanie zaopatrywało nas przez tysiąclecia. Czas pokazać, że mamy je w sobie, wzmocnić, a nie niszczyć dar życia, który otrzymaliśmy. Czas wziąć naszego Stwórcę za rękę i dumnie odsłonić nowo objawione moce, które są boskie i wpisane w naszą ludzką naturę. Uszanujmy Jego wizję tego, co wspaniałe i wcielmy ją w życie!

Czas oczekiwania na to, że Bóg zadziała, minął już dawno temu. Przed nami jest czas wydobycia naszej boskości. Koniec z bezowocną tęsknotą. Mesjasz jest Tu i Teraz. Jesteśmy jego latoroślami, odrodzonymi jako błyszczące światło w środku ciemności i wojny. Odrzucającymi otulające nas ubrania starych czasów. Powstającymi, nowo objawionymi współtwórcami w doskonałej burzy kojącej kreatywności.

…………………………………………………………..
Julian jest rolnikiem, międzynarodowym aktywistą i pisarzem. Jego najnowsza książka pt. W obronie życia w przekonujący sposób pokazuje, jak możemy przejąć kontrolę nad naszym przeznaczeniem i stawić opór niszczącym nas władzom i systemom. Książkę można kupić poprzez stronę www.renesans21.pl oraz w niezależnych księgarniach.